Strona główna » EKOstyl życia » Foodsharing – jak nie marnować żywności?
Foodsharing – jak nie marnować żywności?
Według szacunków działającej przy ONZ agencji ds. wyżywienia i rolnictwa na całym świecie co roku marnuje się około 1,3 mld ton jedzenia. To ponad jedna trzecia globalnej produkcji! W Polsce, jak pokazują różne badania, na straty spisane jest od niemal 5 do nawet 9 mln ton produktów spożywczych rocznie. Z drugiej strony liczba niedożywionych dzieci w samych klasach 1-3 szkół podstawowych w naszym kraju opiewa na setki tysięcy. Jak to możliwe i co da się zrobić, żeby te statystyki nie wyglądały tak porażająco? O tym przeczytasz w poniższym artykule.
Dlaczego tyle żywności się marnuje
Badania SGGW na ten temat wyróżniają kilka sektorów, w których jedzenie jest wyrzucane:
- produkcja rolna – część owoców i warzyw nie nadaje się do dalszej sprzedaży ze względu np. na uszkodzenia, przedwczesny albo zbyt późny zbiór czy nietypowy kształt;
- przetwórstwo – gdy produkty nie spełniają warunków danego procesu przetwórczego (nawet jeśli mogłyby zostać wykorzystane inaczej), najczęściej są wyrzucane;
- transport – w którym część produktów ulega zepsuciu lub uszkodzeniu;
- gastronomia – restauracje zaopatrują się w produkty, które nie zawsze danego dnia udaje się sprzedać, bo zależy to od preferencji klientów. Tych produktów zwykle nie da się wykorzystać np. następnego dnia;
- handel – część owoców i warzyw nie zostaje sprzedana z uwagi na nietypowy kształt albo rozmiar, część ulega uszkodzeniu podczas układania na półkach, a część szybciej psuje się w wyniku dotykania przez klientów. Bywa też tak, że wewnętrzne przepisy sklepu nakazują pozbyć się produktów jeszcze zdatnych do spożycia, ale z krótkim terminem przydatności;
- gospodarstwa domowe – na śmietnik trafiają resztki z posiłków, nieświeże pieczywo, produkty zepsute i z przekroczonym terminem ważności, najczęściej z powodu źle zaplanowanych, zbyt dużych zakupów.
Mogłoby się wydawać, że najwięcej jedzenia marnuje się tam, gdzie są jego hurtowe ilości, czyli w gastronomii, handlu, transporcie i na etapie produkcji. Okazuje się jednak, że sytuacja wygląda zgoła inaczej:
Jak to możliwe?
Banki żywności
Odpowiedź na to pytanie leży w dużej mierze w tzw. bankach żywności, z którymi współpracuje wiele firm, sklepów i lokali gastronomicznych. Banki żywności to instytucje, które gromadzą nadwyżki jedzenia i zajmują się ich dystrybucją, systemowo wspierając m.in. seniorów, bezdomnych, osoby niepełnosprawne czy wielodzietne rodziny. Działają w naszym kraju od lat 90., obecnie jest ich 32, każdego roku przekazują zaś potrzebującym dziesiątki tysięcy ton produktów spożywczych. Dzięki nim jedzenia w sektorach takich jak gastronomia czy handel nie marnuje się aż tak dużo.
Jak marnować mniej jedzenia
Firmom we współpracy z bankami żywności sprzyjają przepisy. Ale przeciętny Kowalski również może się do nich zgłaszać – choć z logistycznego punktu widzenia pewnie będzie to miało więcej sensu w przypadku przekazania większych ilości jedzenia, które zostało z wesela albo po świętach, niż np. dwóch talerzy zupy, której przez przypadek ktoś akurat nagotował trochę za dużo. Banki żywności nie są jednak jedynym rozwiązaniem, z jakiego można (i zdecydowanie warto!) skorzystać, żeby nie marnować jedzenia. Co więc jeszcze da się zrobić?
Po pierwsze, dobrym pomysłem jest rewizja nawyków zakupowych i wzięcie pod uwagę kilku prostych zaleceń:
- planuj posiłki i na tej podstawie rób listę zakupów;
- nie kupuj na zapas – a w każdym razie nie rób zapasów większych niż tylko na kilka dni (nie chodzi o to, żeby zostać nagle bez jedzenia np. w niedzielę, kiedy okoliczne sklepy są pozamykane, tylko o uniknięcie sytuacji, w której trzymamy w szafkach tyle produktów, że wręcz zapominamy je zjeść przed upływem daty przydatności);
- regularnie sprawdzaj stan swoich zapasów – w lodówce i szafkach – i uwzględniaj je w planowaniu;
- nie bój się nabywać warzyw i owoców, które nie są „idealne” – zmniejszysz ryzyko, że nikt ich nie kupi i trafią na śmietnik;
- nie kupuj świeżych produktów, jeśli istnieje ryzyko, że w ciągu tygodnia ich nie zjesz;
- korzystaj z aplikacji ułatwiających zakup jedzenia, które nadaje się do spożycia, ale któremu grozi wyrzucenie – np. Foodsi albo Too Good To Go. Dzięki nim nie tylko zapobiegniesz marnowaniu żywności, ale też zaoszczędzisz.
Ktoś policzył, że z powodu nieodpowiedzialnych zakupów spożywczych przeciętny Polak „wyrzuca do kosza” aż 600 zł rocznie. Marnowanie żywności jest więc nie tylko nieetyczne, ale też nieekonomiczne, a w dodatku nieekologiczne – do wyprodukowania jedzenia, które trafia na śmietnik (generując przy okazji odpady), przecież też zużywa się choćby ogromne ilości energii i wody.
Aby tego marnowania uniknąć, trzeba nie tylko mądrzej kupować, ale też lepiej gospodarować produktami już nabytymi. Tu z kolei warto pamiętać o dwóch rzeczach:
- resztki z gotowania to nie zawsze odpadki – często można ich użyć do przyrządzenia kolejnych posiłków. W internecie znaleźć można specjalne wyszukiwarki, dzięki którym znajdziesz przepisy wykorzystujące akurat to, co masz w lodówce czy szafkach;
- „najlepiej spożyć przed” i „należy spożyć przed” (ewentualnie „data przydatności”) to nie jest to samo – w tym pierwszym przypadku po upływie wskazanego na opakowaniu terminu produkt może zmienić nieco zapach, konsystencję, smak albo kolor, ale jeśli był właściwie przechowywany, niekoniecznie musi być tak, że nie nadaje się do spożycia. Dopiero w przypadku „należy spożyć przed” po określonej dacie zjedzenie danego produktu może być niebezpieczne dla zdrowia.
No dobrze. A co, jeśli mimo przestrzegania powyższych zasad i tak zostaniesz z nadmiarem żywności? Gdy masz taką możliwość, warto założyć kompostownik i wykorzystać go do produkcji ekologicznego nawozu dla roślin w twoim ogrodzie. Nie każdy jednak oczywiście taką możliwością dysponuje, na szczęście jest jeszcze inne rozwiązanie, a mianowicie jadłodzielnie.
Przeczytaj: Odpady bio – co i jak wyrzucać?
Jadłodzielnia – co to jest i jak działa
Jadłodzielnia to punkt, do którego można zanieść nadwyżki jedzenia – i z którego każdy, kto chce, może jedzenie zabrać. Z reguły przybiera formę lodówki lub szafki ustawionej w ogólnie dostępnym miejscu – np. na ulicy, targowisku czy kampusie uczelni.
Nad porządkiem w jadłodzielniach czuwają wolontariusze, którzy zajmują się też promocją takich punktów w mediach społecznościowych (i zwykłych) oraz transportem żywności przekazanej do jadłodzielni przez firmy, restauracje czy osoby, które z różnych względów nie są w stanie dostarczyć jedzenia tam osobiście.
Co można przynieść do jadłodzielni
Każda jadłodzielnia ma również swój regulamin, umieszczony zazwyczaj w jej pobliżu, w widocznym miejscu. Podstawowa reguła, jeśli chodzi o przynoszenie jedzenia, to: „zostawiamy tylko produkty, które sami byśmy zjedli”. Istnieje jednak także kilka bardziej precyzyjnie sformułowanych zasad. Najczęściej spotkać można te zaprezentowane w poniższej tabeli.
TAK | NIE |
– własnoręcznie przygotowane posiłki, kanapki, ciasta, domowe przetwory – ale szczelnie opakowane i opisane (skład, data „produkcji”) – produkty, które przekroczyły datę minimalnej trwałości („najlepiej spożyć przed”) – napoczęte (ale zamknięte) produkty sypkie – nabiał – orzechy – pieczywo | – alkohol – surowe mięso – produkty zawierające surowe jajka lub niepasteryzowane mleko – budynie, kremy (i ciastka z kremem), domowy majonez – napoczęte konserwy, słoiki, opakowania nabiału – produkty wymagające chłodzenia – jeśli dana jadłodzielnia nie jest lodówką – produkty, które przekroczyły termin przydatności do spożycia („należy spożyć do”) – produkty zepsute, nadgniłe, z wydętym wieczkiem (nabiał) – produkty źle przechowywane – np. wymagające mrożenia, gdy przebywały poza zamrażarką dłużej niż 30 minut – produkty, które znajdowały się w kontenerach na odpady lub miały z nimi kontakt |
Ciasto wyszło za słodkie? Ktoś dał ci w prezencie coś, za czym nie przepadasz? Nie smakują ci niektóre potrawy z diety pudełkowej? Jesteś wege, a zamówiona pizza przez pomyłkę okazała się z pepperoni? Czy może po imprezie zostały ciasteczka, sałatka, chipsy? Zanieś je do jadłodzielni!
Co to jest foodsharing
Jadłodzielnie to tylko jeden z elementów ruchu społecznego zwanego foodsharing (ang. dzielenie się jedzeniem). Osoby w ten ruch zaangażowane zajmują się ponadto chociażby edukacją w zakresie marnowania żywności i zapobiegania mu. Za inicjatora foodsharingu uważa się Raphaela Fellmera, który w ramach eksperymentu przez kilka lat nie wydawał pieniędzy na jedzenie, żywiąc się dobrej jakości produktami znajdowanymi na śmietnikach i nadwyżkami żywności, którymi dzielili się z nim inni ludzie. Udowodnił, że to możliwe, bo na świecie jest mnóstwo jedzenia, które się marnuje, chociaż wcale nie musi.
Freeganizm
Pozyskiwanie żywności ze śmietników i przysklepowych kontenerów w celu ograniczenia konsumpcjonizmu i marnowania żywności nosi nazwę „freeganizm”. W świetle polskiego prawa takie działania uchodzą za co najmniej kontrowersyjne, dlatego freeganie w naszym kraju formalnie się nie zrzeszają. Można jednak znaleźć w mediach społecznościowych lokalne grupy freegańskie, a na stronie dumpstermap.org – mapę z oznaczonymi miejscami, w których bywa wyrzucone, ale potencjalnie dobre do spożycia jedzenie.
Foodsharing narodził się w Niemczech w 2012 r. Stamtąd rozprzestrzenił się na inne kraje, w tym Polskę. Pierwsza jadłodzielnia w naszym kraju została założona w 2016 r. w Warszawie. Dziś liczne jadłodzielnie obecne są w praktycznie każdym większym mieście, ich adresy z łatwością znajdziesz w internecie. Funkcjonują w oparciu o zaufanie społeczne, a użytkownicy korzystają z jadłodzielni na własną odpowiedzialność.
Co istotne, w foodsharingu nie chodzi o pomoc ubogim. Liczy się przede wszystkim przeciwdziałanie marnowaniu jedzenia. Kupowanie go specjalnie po to, żeby zanieść do jadłodzielni, kłóci się z całą ideą ruchu! Branie jest równie ważne jak dawanie, a produktami z jadłodzielni mogą się częstować wszyscy: zarówno bezdomni, jak i osoby zamożne. Każdy, kto akurat ma taką potrzebę i wie, że na pewno wykorzysta zabrany produkt. Przy okazji natomiast ci, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, nie muszą przynosić żadnych zaświadczeń i nie są w żaden sposób stygmatyzowani społecznie jako ci, którym się nie powiodło. To korzystny, ale jednak „uboczny” efekt foodsharingu.
Przeczytaj również: Dzień Długu Ekologicznego